Skip to content Skip to footer

Manna z nieba – Robert Główczyk

Letnie ulewy w Sudetach potrafią zaskoczyć. Nagły, obfity deszcz, a nawet grad to zjawiska groźne i niszczycielskie. Ponad 200 lat temu świadkowie jednej z takich burz doświadczyli czegoś niezwykłego. Szyby w ich domostwach dzwoniły od uderzeń. Kiedy wyszli na dwór, zobaczyli, że ulice miasta pokryte są… małymi groszkami. Niektórzy postanowili je zjeść! O deszczu grochu z Kamiennej Górze pisały następnie gazety w całej Europie, a naukowcy głowili się, jak do tego doszło? Jeden z nich przedstawił ciekawą teorię związaną z niepozornym zwiastunem wiosny.

O przyrodniczej sensacji z sudeckiego miasta. Czy w Kamiennej Górze spadła manna z nieba?

Co łączy wydania niemieckich czasopism „Annalen der Physik” czy „Der Freimüthige” z 1805 roku z włoską gazetą z Genui „Gazetta di Genova” (numer 13 z 7 września 1805), portugalską gazetą z Lisbony „Gazeta de Lisboa” (numer 41 z listopada 1805), francuską gazetą z Paryża „La Revue philosophique, littéraire et politique” (numer 33 z 18 sierpnia 1805) oraz brytyjskim miesięcznikiem z Londynu „The Monthly Magazine” (numer 140 z marca 1806)? We wszystkich tych czasopismach udało mi się natrafić na tę samą informację dotyczącą niezwykłego wydarzania, do którego doszło w Kamiennej Górze (wówczas Landeshut)!

Jedzenie z chmur?

Od biblijnej Księgi Wyjścia po… „Klopsiki i inne zjawiska pogodowe” – w kulturze pojawiają się nawiązania do pożywienia, które spada prosto z nieba. W Starym Testamencie był to cud związany z boską interwencją na Ziemi Obiecanej, w animacji z 2009 roku efekt naukowego eksperymentu. Rezultat jest jednak podobny: jedzenie leży u stóp bohaterów i głód im nie grozi. To szczególnie istotna wizja – zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że strach przed głodem jest bardzo mocno zakorzeniony w naszych zachowaniach i przejawia się też w postaci archetypów i w fantazjach. Klęski głodu nawiedzające Europę także w XVIII i XIX wieku sprawiły, że doniesienia o pożywieniu spadającym z nieba były szczególnie sensacyjnymi informacjami, które mocno działały na wyobraźnię czytelników. Nic dziwnego, że redaktorzy z Berlina, Paryża, Londynu, Genuy czy Lizbony podchwytywali nowinki o tego typu ewenemencie z Sudetów.

Co dokładnie stało się latem 1805 roku w jednej z sudeckich kotlin?

We wszystkich znanych mi artykułach, które na ten temat napisano, przywoływana jest ta sama opowieść. Miał ją przekazać 15 lipca 1805 roku korespondent jednej z niemieckich gazet literackich – „Freimüthige”, przebywający w Cieplicach. Tam usłyszał od mieszkańca Kamiennej Góry, że w tym śląskim mieście kilka dni wcześniej – 8 lipca – doszło do dość zaskakującego zjawiska. Niebo poczerniało i nadeszła gwałtowna burza ze straszną ulewą. Grad uderzał w dachy i okna. Najdziwniejsze było jednak to, że kiedy się przejaśniło, ludzie wyszli z domów i zobaczyli, że opad nie topi się. Na ulicach leżały małe groszki czy bulwki, które wydawały się jadalne. Faktycznie, niektórzy postanowili je ugotować i zjeść!

Szokująca opowieść zainteresowała naukowców, którzy postanowili zbadać zaskakujący fenomen groszkowego deszczu, czy też sudeckiej manny z nieba. Wspomniane pismo, z którym współpracował słynny pisarz August von Kotzebue, kilkukrotnie publikowało rozmaite artykuły na temat niecodziennego kuriozum. Przyczyniono się tym do wykreowania medialnej europejskiej sensacji przyrodniczej. Czytelnicy w kilku krajach w ciągu kilku miesięcy mogli przeczytać o dociekaniach, czym była osobliwość z Sudetów.

Zagadka żywiołów

Jednym z pierwszych badaczy, który przyjrzał się sprawie, był Carl Ludwig Willdenow (1765  – 1812) – słynny niemiecki botanik uznawany za założyciela niemieckiej dendrologii oraz pionier geografii roślin – geobotaniki. Artykuły prasowe zwracają uwagę, że berliński przyrodnik stwierdził, że tajemniczy groszek z nieba był pączkami gatunku o nazwie pszeniec różowy, które mógł przynieść z deszczem porywisty wiatr.

Zupełnie inaczej na sprawę spojrzał Ernst Ludwig Heim (1747 – 1834), przyrodnik, lekarz królowej Luizy oraz nauczyciel  Aleksandra von Humboldta, znany z nowatorskiego podejścia do badań oraz ciekawych wywodów naukowych. Heim zdobył tajemnicze „ziarno”, które miało spaść z nieba, i je zasadził. Okazało się, że wyrosła z niego znana roślina –  anunculus ficaria (obecnie: Ficaria verna) – ziarnopłon wiosenny zwany pszonką lub jaskrem trędowatym / trędowym. Wyniki swoich badań przedstawił na łamach „Annalen der Physik” w artykule pod tytułem “Ueber den so genannten Erbsenregen in Schlesien” (O tak zwany deszczu grochu na Śląsku). Jego teoria trafiła następnie na łamy innych czasopism.

Prawdopodobnie nie było tak, że wichura porwała fragmenty roślin i spadły one z deszczem. Raczej stanowisko rosnącej na wilgotnych terenach, przy strumieniach rośliny zostało podmyte przez wezbraną wodę w potokach i następnie duża ilość materiału botanicznego przeniesiona została wiele kilometrów dalej (za: „Flora, oder, Botanische Zeitung”). Tak roślina znalazła się na ulicach. Świadkowie po prostu skojarzyli dźwięk gradu z tym, co potem znaleźli na drodze.

Ziarnopłon to niewielka, ale ciekawa roślina. Jest tzw. geofitem wiosennym – kwitnie, zanim na drzewach pojawią się liście, zwiastując nadejście wiosny. Jest to zioło trujące w czasie kwitnienia, ale młode liście są wcześniej jadalne. Co więcej – były kiedyś ważnym źródłem witaminy C. Nie tylko liście niepozornej rośliny trafiały na talerze i do żołądków. Nazwa ficaria tego gatunku pochodzi prawdopodobnie od ficus = figa i nadano ją z uwagi na występowanie bulwek jadalnych. Te bulwy ziarnopłonu ludzie spożywali już w czasach prehistorycznych! Są jadalne po obróbce termicznej.

Manna z nieba

O przypisywaniu tej roślinie charakteru manny pisały gazety również w Polsce (pisownia oryginalna)

Manna pojawiła się znowuż w niektórych okolicach niemieckich, mianowicie w Czechach i Szlązku. Spada ona zwykle z deszczem, po którym dają się postrzegać na ziemi dość gęsto małe ziarenka, podobne do białego pieprzu lub nasienia kartoflanego, krągłe lub nieco podługowate, słodkawego lecz cokolwiek cierpkiego smaku. Nie dziwi, że to rzadkie zjawisko przyrody najdziwniejsze obudziło domysły, a nawet przy obecnej drożyźnie i nędzy na myśl nawiodło, że samo niebo ludzkiej niedoli się ulitowało i przyobiecaną mannę na ziemię zsyła.

Uczeni botanicy, którym te ziarenka do rozpoznania przedłożono, dali następujące zdanie: Ta równie jak i wszelka według gminnego mniemania z nieba spadająca manna składa się z głąbków jaskieru trędowego, który rzadko kiedy zupełnie wydaje z siebie nasienie, lecz natomiast żółtawe w przegubach listków miewa głąbki, wielkości żółtego grochu, czasem też większe, okrągłego lub podłużnego kształtu. W czerwcu, kiedy jaskier odkwita, odpadają te głąbki, które przy wielkim rozpowszechnieniu jaskieru, czasem w nadzwyczajnej ilości się pojawiają i stąd wielokrotnie już podwód do podań mniemanych dawało” – informowały „Rozmaitości” w numerze 29 z 17 lipca 1847 roku.

Kamiennogórski przypadek świetnie pokazuje, jak łatwo tworzą się mity, ale też jak naturalne zjawisko może stać się międzynarodową sensacją.

Robert Główczyk

foto główne: Friedrich August Tittel: Landeshut in Schlesien, I połowa XIX wieku, domena publiczna, bibliotekacyfrowa.pl (BUWr Oddział Zbiorów Graficznych) – fragment

Zostaw komentarz